Powoli otwieramy okna w mieszkaniach. Co prawda wiosna przychodzi ostrożnie, ale przecież korzystamy z każdego momentu, by przewietrzyć pokoje. Co jednak jeśli zamiast świeżego powietrza, do sypialni wlatuje dym z Pall Malli? Czy zakaz palenia na balkonie powinien stać się rzeczywistością?
Kiedy jeździłam na studia, powoli do lamusa odchodziły relikty w postaci “wagonu dla palących”. Na początku jeszcze byliśmy świadkiem zabawnych sytuacji i kłótni, gdy jakaś kobieta nagle zapalała papierosa, ktoś krzyczał, że “tu jest dziecko”, kobieta odkrzykiwała, że to jest “wagon palący” i słyszała w odpowiedzi, że nigdzie indziej nie ma miejsca – boki zrywać. Tylko dziecka szkoda.
No dobrze, ale co z przestrzenią prywatną? Taką niby jest balkon – choć to raczej przestrzeń półprywatna. Im nowszy budynek, tym częściej balkon obwarowany jest rozmaitymi nakazami i zakazami. Wolno balkon zagracić? Nie wolno. Wolno opalać się nago na balkonie? Nie wolno. Wolno zorganizować grilla? Nie wolno. Pomalować na inny kolor? W życiu! A palić wolno?
Zakaz palenia na balkonie godzi w naszą wolność?
Mało ostatnio mamy wolności. Nie chcę wchodzić w rozmaite teorie spiskowe – po prostu zakazów ostatnio przybyło. Bardziej sensownych i tych, które jak najszybciej powinno się okryć zasłoną milczenia, a następnie znieść. Pobudka – praca – dom – sen. Czy w międzyczasie wolno nam jeszcze po przebudzeniu podrapać się po tyłku, a następnie pójść na balkon, by się orzeźwić i zapalić? Czy podrapanie się po tyłku też powinno być karane grzywną?
O wolność zresztą troszkę tu chodzi. I tak, Twoja wolność kończy się tam, gdzie drugi człowiek nie chce być biernym palaczem. Stąd bardzo słuszne są zakazy palenia na przystankach oraz w przestrzeni publicznej. Tylko tak się zastanawiam, co po zakazie palenia na balkonie będzie następne? Może zakaz smażenia i gotowania “aromatycznych” potraw? Nie każdy przecież chce czuć w niedzielę zapach schabowych. Wiem, że zapach schabowych nie szkodzi tak jak dym papierosowy, ale niech ktoś złośliwy się uprze, że migreny przez to dostał? A może zakaz krzyków wydawanych przez dzieci? Trochę się niepokoję.
Domek alternatywą?
Wiem, że nie zawsze możemy wybrać czy chcemy mieszkać w bloku, czy też w domku. Chociaż mieszkanie w bloku w większym mieście kosztuje mniej więcej tyle co mały domek na wsi, więc wybór jakiś tam jest. I jeśli wybieramy mieszkanie w bloku, liczymy się z tym, że za ścianą jest sąsiad. Pod podłogą i nad sufitem najczęściej też.
Osobiście jestem pewna, że moje dzieciaki niejednokrotnie doprowadziły sąsiadów do szału. Nic nie poradzę, ale miłe jest to, że do tej pory nic na ten temat nie usłyszałam. Ktoś inny może uczy się grać, a powtarzane od pięciu godzin trzy akordy na gitarze brzmią jak tortura w Guantanamo. Są i ludzie przeprowadzający wieczny remont – chyba najcięższy kaliber. W końcu inny sąsiad chciałby sobie zapalić na balkonie. Pewnie przez chwilę będzie śmierdzieć. Naprawdę nie potrafimy tego przeżyć?
Nie będę ukrywać, że zakaz palenia na balkonie jest dla mnie absurdalny – i to mimo że jestem matką, a w moim mieszkaniu papierosów się nie pali. Zawsze mogę na chwilę zamknąć okno. Przyznam zresztą, że dużo gorszy był dla mnie zapach papierosów dochodzący z wywietrznika w łazience. Na powietrzu jakoś się to się rozchodzi, a w łazience z wywietrznikiem i bez okien nie bardzo jest gdzie. Zakazać palić w łazience? A może ogóle?
No dobrze… A teraz druga strona medalu
I żeby było jasne – rozumiem argumenty za zakazem. Rozumiem i szanuję. I nawet je omówię. Bo dla kogoś zakaz palenia na balkonie może być pięknym marzeniem.
Najsilniejszym argumentem jest dla mnie zagrożenie pożarowe. Zbyt często widziałam straż pożarną jadącą do palącego się balkonu, by to lekceważyć. Mam nawet na tym punkcie lekkiego świra i jeśli w moim otoczeniu ktoś pali na balkonie, zawsze sprawdzam czy odpowiednio zgasił.
Kolejny argument to pety u sąsiadów z dołu, popiół na białej koszuli piętro niżej… Oczywiście kulturalny człowiek dba o popielniczkę, ale mieszkańcy parterów z ogródkiem pewnie potwierdzą, że zbyt często brakuje nam kultury. Teoretycznie tak się po prostu nie robi. Praktycznie? Przemilczmy.
Rozumiem też, że dla kogoś ten dym jest zwyczajnie nie do zniesienia. Przy ciąży, nadwrażliwości na zapachy może być ciężko. Trudne są także połączenia: noworodek w domu i wiecznie paląca sąsiadka. Bo ja mówię raczej o przypadkach, gdzie ktoś sobie zapali kilka razy w ciągu dnia, a przecież są ludzie palący dosłownie bez przerwy. No i mamy prawo chcieć, by nam w mieszkaniu ładnie pachniało.
Różnie wygląda też przepływ powietrza na osiedlach – zdarza się, że i zamknięcie okna niewiele da. A bierne palenie jest po prostu szkodliwe. Choć nie wiem, jaka ilość szkodliwych substancji z papierosa może przedostać się przez okno. Badań nie znalazłam.
Problem będzie narastać?
Pocieszający jest fakt, że palimy coraz mniej. A jeśli już, to przerzucamy się na popularne “elektroniki”. Pominę debatę nad ich szkodliwością, bo zdania są różne – ważne że dla otoczenia są one dużo łagodniejsze. I raczej nie czujemy ich z balkonu obok.
Może więc za jakieś dziesięć lat problem zniknie całkowicie, a my zamiast spierać się o zakaz palenia na balkonie, będziemy mogli pokłócić się o balkonowego grilla?
Póki co, nie będę kłamać, że dym papierosowy wlatujący przez otwarte okno mi nie przeszkadza. Bo przeszkadza. Podobnie jak przeszkadza mi wieczny remont na drugim piętrze, a ja z kolei przeszkadzam innym, próbując wychować dzieciaki.
Przeszkadzamy pewnie wszyscy, a przynajmniej większość. I nie pozostaje nam nic innego, jak starać się rozmawiać i zwracać uwagę na drugiego człowieka. A zakazy? Niektóre są ważne – inne to ostateczność.
Czy ten zakaz jest dla Ciebie ważny?