Szukaj
Close this search box.

Lubię wakacyjne wyjazdy! Nawet te niedaleko od domu, ale ze zmianą scenerii. Wakacje kojarzą mi się z letnimi biwakami. Mój ojciec miał Pragę – to taki czeski samochód-czołg, powolny i ciężki, trochę taka multipla ciężarowych samochodów, czyli co prawda przejedzie każde wertepy i zmieści na pace ze dwa mieszkania, no ale urodą to nie grzeszy i strasznie hałasuje. Na Pragę ładowało się namioty, zapas jedzenia, inne biwakowe drobiazgi, a na końcu siebie, bo w kabinie przecież byśmy się nie pomieścili. I w drogę!

Mam ja wspomnień z tych biwaków tyle, że aż dziwne, biorąc pod uwagę, ile lat minęło. Wieczorne ogniska, bo przecież grille jeszcze się wtedy nie pojawiły. Potykanie się o śledzie, zakaz kąpieli z rana, bo jeziorko zajął właśnie bocian, namioty wszędzie, mimo że nie było wytyczonego pola namiotowego.

Ostatnio ze zdziwieniem odkryłam, że córka wspomina zeszłoroczne wakacje. Naprawdę, myślałam, że tak małe dziecko będzie ewentualnie coś kojarzyć, ale w zalewie pozytywnych wspomnień ledwo zapamięta, że gdzieś była. Otóż nie. Dwuletnie wtedy dziecko dobrze zapamiętało, a nawet wnioskuje już jakoś, że skoro zrobiło się ciepło, to jest to moment, by zapytać czy i w tym roku będzie hotel, zamek, fontanna z żabką i inne. Całe szczęście, nie buntuje się, gdy tłumaczę, że w tym roku będzie spokojniej, że przygotowałam inne atrakcje.

Nie muszę wyjeżdżać

Lubię gdzieś wyjechać, odpocząć sobie od obowiązków, od mieszkania, od stale tych samych widoków. Co nie oznacza, że muszę. A już tłumaczyłam, że wyjazd z niemowlakiem to dla mnie średni wyjazd. Oczywiście – dla chcącego nic trudnego! Są wśród nas rodzice, którzy z nastaniem pierwszych topiących asfalt promieni pakują do pociągu albo samolotu swoje dwumiesięczne i półtoraroczne dziecko i jadą, gdzie ich oczy poniosą! Chylę czoła, ale nie należę do tych osób. Wiem, że w żaden sposób nie odpoczęłabym, a wręcz przeciwnie.

Dlatego chyba szykują się nam “wakacje w mieście”. Tu łatwiej przeżyć z chorobliwym egzemplarzem niemowlaka. Z innymi atrakcjami i tak po prostu, z małymi dziećmi, które potrzebują na co dzień sporego ekwipunku oraz bardziej specjalnego traktowania, niż dziecko starsze.

Tylko czy oznacza to wakacje przed komputerem, z nosem przed szybą? Halo halo! Wakacje w mieście absolutnie nie są wakacjami pełnymi nudy. Wręcz przeciwnie – mam zamiar dobrze wykorzystać czas bez przedszkola, czas wysokich temperatur i rozmaitych atrakcji.

Wakacje w mieście mają mnóstwo zalet!

Piszę tu o mieście, a co z osobami, które mieszkają na wsi? Wieś to wciąż jeszcze nieco bardziej świeże powietrze, wolna przestrzeń do hasania, często jezioro w pobliżu. I choć słowo “atrakcje” kojarzy się tu z totalnie czymś innym, to tak – one są niezaprzeczalne!

Wróćmy jednak do miasta – co ja będę tu robić? Pamiętasz, jak pisałam, że pierwszego dnia w Toruniu obiecałam sobie jak najszybciej pójść do planetarium, a po pięciu latach, gdy się stamtąd wyprowadzałam, okazało się, że nie byłam tam ani razu? Głupi błąd, nie mam zamiaru go powtarzać. A już z pewnością nie w formie pytania od dziecka: “Matka, powiedz Ty mi, dlaczego nigdy nie byłam w oceanarium, skoro mamy tak blisko?” – rozumiesz, wstyd jak stąd do Nibylandii!

Plan minimum zakłada więc dokształcenie siebie i dzieci. I choć moje okolice w atrakcje turystyczne obfitują, to i w małych miastach znajdzie się najczęściej coś, czego jeszcze nie widzieliśmy. Jeśli nie muzeum to może nowy plac zabaw dwa osiedla dalej, który stanie się tym ulubionym?

Co jeszcze?

Aquapark czy basen? Ten drugi znajdziemy praktycznie wszędzie. Latem nie musimy martwić się, że nie wysuszymy do końca włosów i wrócimy do domu z dreszczami czy gorączką. Ba, sama latem po basenie celowo nieraz ich nie suszyłam! Coraz częściej powstają też sezonowe kąpieliska na świeżym powietrzu – nie mylić z fontannami, w których kąpać się nie wolno! Jeszcze lepiej mają ci z jeziorami lub morzem w okolicy – luksus!

A może jesteś szczęśliwym posiadaczem ogródka lub działki? Jeśli tak, co stoi na przeszkodzie, by rozstawić tam namiot i przeżyć biwakową “przygodę życia” tuż pod domem? Same plusy, szczególnie że zamiast wspólnego toi-toia i prowizorycznego prysznica masz w ofercie własną łazienkę z prysznicem! I tak sobie przypominam, że kiedy byłam mała, takie namioty niektórzy śmiałkowie stawiali również pomiędzy blokowiskami! Odważnie, choć nie widzę tego dzisiaj.

Tak tylko wspomnę, że wakacje, podczas których nie wyjeżdżamy dalej, są zwyczajnie tańsze (i niektórzy właśnie dlatego nie wyjeżdżają). A jednak i tu warto wyposażyć dzieciaki w wakacyjny ekwipunek! I tu wkracza partner tego wpisu, czyli SMYK, ze swoją wakacyjną ofertą, dostępną tutaj. Bo nawet jeśli w tym roku nie wyjeżdżam, ręcznik z samochodem Zygzakiem na basen jest opcją obowiązkową i nawet nie dyskutuj, że nie 🙂 podobnie przydadzą się szorty, koszulki, a na deszczowe dni jakaś planszówka. A może w te wakacje nauczycie się jeździć na hulajnodze?

No właśnie! I to jest dobra opcja na “coś jeszcze”. Dziecko uczy się cały rok, jednak wakacje to taki ciekawy czas, kiedy umiejętności przychodzą “same”. Wiesz, dziecko wsiada na rower i jedzie – ja wczoraj zostałam zaskoczona rysunkiem namalowanym farbami. Spodziewałam się martwej natury w stylu burej brei na kartce, a tu dom! Normalnie, ściany, dach i nic się nie rozlewa. Chyba też spróbuję. Co prawda na naukę malowania dla mnie już za późno (albo szczerzej, mi już nic nie pomoże), ale może ten włoski poszlifować?

Ech, po co w ogóle wyjeżdżać?

Nie no, warto! Jasne że warto. A tak naprawdę polecam po prostu aktywność. Oderwanie się, choć na chwilę, od spraw codziennych. Być może od pracy, jeśli możemy wziąć kilka dni urlopu, a już na pewno wakacje od lenistwa.

Pssst! Lenistwem nie jest czytanie wartościowej lektury w hamaku. Tak tylko mówię 🙂

Podziel się tym wpisem!

Facebook
Twitter
LinkedIn

O mnie

Karolina Jurkowska

Maniaczka słodyczy różnych. Zwłaszcza tych niepopularnych, których nie dostaniemy przy każdej sklepowej kasie. Lubię lato i swojego męża, nie lubię zimy i jak ktoś krzyczy i nie jestem to ja. Matka, pedagog specjalny, zainteresowana społeczeństwem, książką i byciem chudą. Nie mylić z ćwiczeniami.

Archiwum

 

Instagram

Zapraszam do dyskusji