“Ojć! Te rozmowy narobią troszkę szumu” – pomyślałam, patrząc na okładkę książki “To my wychowamy Kościół”. Podskórnie czułam, że te wywiady nie przejdą bez echa i patrząc na pierwsze recenzje, miałam rację.
Zastrzeżenia tyczą się między innymi tytułu. Tak, też je miałam, ale w nieco innym kontekście. Publikacja jest zbiorem wywiadów z kobietami. Dlaczego “to my wychowamy…” tyczy się wyłącznie kobiet? Podskórnie nie zgadzam się z odbieraniem mężczyźnie roli w wychowaniu dzieci. Nie dziś, gdy tak mężnie usiłujemy przełamać trwający stanowczo zbyt długo kryzys ojcostwa. Z drugiej strony, tytuł spełnia swoją rolę – zaczepia. Prowokuje. Sprawi, że chcesz sprawdzić – to źle, że my wychowamy czy dobrze?
Spróbowałam więc odpowiedzieć sobie na to pytanie. Książka to wywiad z ośmioma kobietami, znanymi z katolickich mediów. Jest więc: Ewa Kiedio, Magdalena Korzekwa-Kaliszuk, Weronika Kostrzewa, Justyna Melonowska, Anna Saj, Małgorzata Terlikowska, Marta Titaniec i Monika Waluś. Z każdą z nich osobiście rozmawiała Magdalena Kędzierska-Zaporowska.
“To my wychowamy Kościół” – czyli kto?
Mimo że sama jestem w pewnym stopniu osadzona w konserwatywnych mediach, przyznam że nie wszystkie panie znałam wcześniej. Trudność w ocenie polegała także na tym, że – będę brutalnie szczera – wśród tych kobiet były takie, które ceniłam jeszcze przed wywiadami i te, z których opiniami się nie zgadzam.
Co ważne, siłą książki “To my wychowamy Kościół” jest różnorodność. To nie jest osiem kobiet z jednej redakcji o tej samej linii poglądowej. Będziemy mieli okazję poznać bliżej między innymi: charyzmatyczkę, tradycjonalistkę, dziennikarkę mediów “otwartokatolickich” i prolajferkę – a to przecież nie wszystkie różnice! I myślę, że to najważniejszy wniosek, jaki płynie z lektury: nie ma dziś konkretnego “my”.
Dla mnie to ważny wniosek. Nie będę kłamać – od dawna irytowało mnie obecne wśród niektórych publicystów i rekolekcjonistów sprowadzanie kobiety lub mężczyzny do stałego zespołu cech, z którego wyłamanie grozi na przykład rozpadem więzi małżeńskich. Jasne, pewne przymioty charakteryzują nas częściej. Statystycznie jednak pan i jego pies mają po trzy nogi. Cieszę się, że zostały tu zaakcentowane różnice, choć niestety miejscami wykraczały one poza wykładnię Kościoła.
W Kościele dzieje się dziś źle? Czy wręcz przeciwnie?
I tu pada pytanie: czy ja się cieszę, że te konkretne kobiety “wychowają Kościół”? Bo tytuł można rozumieć dwuznacznie: my – jako kobiety, matki, przekazujące dzieciom pewne wartości. Nie da się jednak ukryć, że Magdalena Kędzierska-Zaporowska rozmawiała z kobietami które na opinię publiczną i otaczającą nas rzeczywistość mają nieco większy wpływ niż statystyczna pani Kowalska.
W książce nie brak tematów trudnych. Są osobiste, nieraz wręcz intymne wyznania dotyczące wiary każdej z kobiet. Padają wprost pytania o nasze miejsce w Kościele, w którym dziś na jaw wychodzi mnóstwo brudów. Jak sobie z tym radzić? Co robić, gdy kolejne świętości padają zbrukane tak naprawdę nie przez “wroga”, a przez osoby silnie związane z Kościołem? Czym zakleić serce, które popękało gdy poczuliśmy się zdradzeni i opuszczeni? Gdy mnogość skandali sprawiła, że czujemy, iż średnio mamy czego bronić?
Autorka słusznie zauważyła, że rozmówczynie prawie chórem stawiają na sakramenty. Zdecydowana większość z nich nie idealizuje aktualnej rzeczywistości. Mówią wprost o tym, że słyszały kazania, które nigdy nie powinny powstać albo miały do czynienia z sytuacjami, w których ktoś mniej wyrobiony mógł stracić wiarę.
A konkretne wywiady?
Bardzo podobała mi się pokora Magdaleny Korzekwy-Kaliszuk, ujęta w haśle “Bóg cierpi, gdy grzeszę“. Ja grzeszę – nie “wy” albo “my”. Trafiło do mnie także jej wyjaśnienie, dlaczego w kwestii aborcji mylne jest przekonanie, że najpierw powinniśmy nieść pomoc, a potem zakazać zabijania. Brawo! Wciąż za mało takich zdań w przestrzeni publicznej. Bliskie jest mi również jej wyznanie, że działając w obronie życia, z atakami osób obcych można sobie poradzić. Najbardziej bolesne jest, gdy zaatakują osoby pozornie bliskie. Tak, też doświadczyłam.
Weronika Kostrzewa ujęła mnie stwierdzeniem, że tzw. dobroludzizm nikomu jeszcze nie wyszedł na dobre, a także przypomnieniem, że nawet najbliżsi współpracownicy Jezusa go zawiedli. Mimo to Kościół przetrwał. Bardzo pozytywny i konkretny wywiad, przy którym miejscami można się serdecznie uśmiać.
Serce również podskoczyło mi podczas czytania wspomnień Justyny Melonowskiej, która… od dziecka uważała mszę świętą za kiczowatą i nudną. To też trochę moje wspomnienia – moje, czyli dziecka wychowanego w duchu ironicznego pojmowania rzeczywistości, dziecka z deficytem uwagi. Moje drogi wiodły okrężną drogą, przez jeszcze inne duchowości, niemniej znam to zakotwiczenie, które dała mi Tradycyjna Msza. Nawet jeśli dziś z powodu “prozy życia” chodzę na nią rzadziej, wiem, o czym autorka mówi.
Nie ukrywam, że byłam ciekawa wywiadu z Małgorzatą Terlikowską. Nie zawiodłam się. Z przyjemnością czytałam o wcielanej przez nią w życie recepcie na zapoznawanie księży z realnymi problemami w polskich rodzinach. A przecież jej doświadczenia śmiało mogły dać jej podstawę do tego, by machnęła ręką i zostawiła temat komuś innemu.
Zaciekawiła mnie także rozmowa z Moniką Waluś oraz jej rozważania na temat doświadczenia wiary w sposób mocny albo spektakularny. Niby to samo, a jednak nie to samo. Spodobała mi się również przytoczona przez nią rozmowa dwóch sióstr zakonnych, która pokazała, jak wiele jest dróg, którymi możemy zbawiać siebie i naprawiać ten świat.
Pomarudzę teraz
Praktycznie z każdego wywiadu można było wynieść “perełkę”, jak choćby wątek Ewy Kiedio tyczący się kondycji dzisiejszej sztuki sakralnej czy refleksję Marty Titaniec o schodzeniu Kościoła do poziomu małych wspólnot, w których ludzie dobrze się znają i pomagają sobie wzajemnie.
Nie sposób jednak zgodzić się ze wszystkim. Nie ukrywam, że było mi wręcz przykro, gdy czytałam o “wojennej retoryce”, w imię której mężczyźni bronili kościołów przed napaścią podczas aborcyjnych protestów. Smutne, że obrona pomyliła się autorce z atakiem. Odnoszę wrażenie, że może warto było tam być i zobaczyć tych ludzi, którzy modląc się za oponentów, niejednokrotnie po prostu obrywali? Lampki zapalały mi się także podczas prób złagodzenia doktryny katolickiej.
Trudno mi było także czytać wywiad z Anną Saj, który był właściwie jedną wielką reklamą jej działalności, z protestanckim brzmieniem. Zabrakło mi osobistych trudności, doświadczeń. Niespecjalnie mogłam się też odnaleźć w twierdzeniach Marty Titaniec, która moim zdaniem dewaluowała nieco wartość Mszy Świętej.
“To my wychowamy kościół” – dla kogo?
Jak jednak już wspomniałam, siłą książki jest różnorodność. Tak silna, że tak naprawdę nie sposób zgodzić się z wszystkimi kobietami, o ile nie jesteśmy ludźmi-chorągiewkami, zmieniającymi zdanie co pięć minut. Co ważne, zdecydowana większość zdań podana jest w formie życzliwej, na tyle że mimo różnic mam wrażenie, iż wszystkie osiem kobiet mogłoby spokojnie spotkać się na kawie.
Dla kogo jest ta książka? Poleciłabym ją związanym z Kościołem mężczyznom. Warto by tę różnorodność pojęli. By zdali sobie sprawę, w jaki sposób kobiety mogą dziś Kościół uratować… albo wręcz przeciwnie. Także księżom, którzy nie zawsze wiedzą, w jaki sposób poprowadzić parafię, by znalazło się w niej miejsce dla rodzin, dla kobiet, dla dzieci biegających w trakcie mszy.
W końcu jest to książka dla każdego, kto dziś próbuje odnaleźć się w Kościele nieco innym, niż jeszcze kilka lat temu albo wręcz stwierdził, że już się nie odnajduje. Te wywiady z pewnością pomogą uporządkować bałagan w głowie. I w sercu.
Książka “To my wychowamy Kościół” dostępna jest tutaj. Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu EsPe
Zdjęcie: Mockup psd created by freepik – www.freepik.com