Kiedyś wszystko było łatwiejsze! Gromadziło się wszystko, co mogło się przydać, bo w sklepach niczego nie było i żyło się na stercie śmieci! Minimalizm? Kto to wymyślił? Chyba jakiś biedak ze wsi, którego stać na klepisko, łóżko i samodzielnie zrobiony stół!

To teraz poważniej, bo minimalizm święci triumfy i mówi się o nim coraz więcej i więcej. Jeszcze niedawno modne były tysiące bibelotów na półkach: słonik z uniesioną trąbą, czekoladowa świeczka, piętnaście ramek na zdjęcia. Dziś wstydliwie wyrzucamy świeczki, buddyjskich grubasków z gołym brzuszkiem i słoniki. Myślimy chwilę, wyjmujemy grubaska, drapiemy na wszelki wypadek w brzuszek… I jednak wywalamy.

I nie kupujemy! Nic nie kupujemy, a właściwie to kupujemy mało, a dobrze – bo takie jest sedno minimalizmu. Czyli nie piętnaście par butów za stówę każda, a trzy pary butów za pięćset złociszy. Nie piętnaście par koszulek za 20 zł każdy, a 5 za sześćdziesiąt złotych albo i mniej. I tak dalej. Nie kupujemy niepotrzebnie. Piękne założenie? Piękne! Ja zrewidowałam, gdy moje dziecko w ciągu dnia ulało na pięć par koszulek. Dobrze że miałam więcej. Dzieci jednak mają to do siebie, że lubią rewidować nasze plany, proszę się tym nie przejmować.

Minimalizm a materializm – w pociągu

Jechałam więc spory już czas temu pociągiem. Nocą. Tak się składa, że pociąg ten, mimo że ledwo letnie niebo zaczęło zmieniać barwę na jaśniejszą i przyzwoici ludzie spali albo po raz piąty karmili niemowlę, był napchany do granic możliwości. Bowiem kiedy ja sobie tak jechałam w celu czynienia świata lepszym, innym właśnie kończył się Opener.

Obok mnie siedziała modnie ubrana dziewczyna z modnie ubranym chłopakiem. Miałam więc okazję usłyszeć jej rozkminy: “Wiesz, bo teraz modny jest ten minimalizm. I wiesz, zastanawiam się czy nie odmienić sobie garderoby na taką czarno-białą. Rozumiesz, tylko czerń i biel. Tak minimalistycznie“. Na co chłopak, tonem znawcy, który 50 lat ze swoich 20-tu przesiedział, projektując stringi dla Anji Rubik, odpowiedział, że to ciekawy pomysł. I że baza takiej garderoby to jakieś 2 tysiące, a potem można kombinować, powoli coś dokupić. A poprzednich ubrań się pozbyć, bo te kolory i kwiatki to w takim razie już niepotrzebne.

Był minimalizm? Był. A materializm? Dziewczyna prawdopodobnie w szafie miała niejedną rzecz z nowych sieciówkowych kolekcji. Wywaliła to, zamiast nosić, skoro jeszcze nadaje się do noszenia? A co jeśli czarno-biała garderoba pół roku później jej się znudziła i w szafie pojawiły się różne odcienie szarości?

I jeszcze te wnętrza

Od jakiegoś czasu lubię pooglądać sobie ładne wnętrza i popatrzeć, jak nigdy nie urządzę sobie mieszkania. Faktycznie, minimalizm króluje i to do tego stopnia, że zastanawiam się, gdzie w takim domu ubrania trzymają, bo szaf na nie praktycznie nie ma. O wyposażeniu biurowym, stercie książek i dziecięcych zabawkach z litości nie wspomnę.

I tak jedna z blogerek postanowiła się pochwalić swoim minimalizmem. Stwierdziła przy tym, że co prawda książki kupuje często, ale w domu ma tylko kilka najnowszych, żeby nie zagracać wnętrza. Wierzę, że reszta nie ląduje na śmietniku, a u znajomych lub w pobliskiej bibliotece.

Tylko jeśli wziąć pod uwagę kwestię “minimalizm a materializm”, wygląda to słabo. Oszczędność? Żadna. Co najwyżej książki nie piętrzą się na półkach. Nie krytykuję, szczególnie że przecież książki to jednak kurzołapy, a alergia na kurz staje się czymś powszechnym. No i jeśli mieszkamy z dziećmi na 35 metrach kwadratowych, taki minimalizm staje się koniecznością. Nie mylmy go jednak z brakiem materializmu.

Te książki to jedna kwestia. Druga to ludzie, którzy co chwila swoje minimalistyczne wnętrze urządzają inaczej, wydając mnóstwo pieniędzy na jego “dopieszczanie” i zmiany. Ich wnętrze, ich pieniądze, ich sprawa. Tyle że z minimalizmu to tu najwyżej minimalistyczny styl pozostał.

Nie zawsze zero waste

Panuje pogląd, że minimalizm to brak materializmu. Skoro jednak minimalizm jest modą – podobnie jak modą było jeszcze niedawno hygge i inne nurty, często minimaliści kupują więcej, drożej i po prostu regularnie pozbywają się innych rzeczy.

Miało więc być zero waste, a przynajmniej less waste, a jest konkurs na to, kto więcej wyrzuci i zamieszka w minimalistycznych, pustych, betonowych ścianach. To rzecz jasna ironia, bo minimalizm ma wiele twarzy i opisywana przeze mnie jest jedną z wielu. Czy można być minimalistą, jeśli w domu nie mieszczą Ci się wieluszki, woskowijki, słoiki i papierowe torby, za to śmieci wyrzucasz dużo mniej? Oczywiście!

Póki co jednak zastanawiam się, na ile minimalizm finansowy został wyparty przez minimalizm ekskluzywny. Bo mniej, nie zawsze znaczy taniej. Drożej nie zawsze znaczy lepiej jakościowo. Mimo że już pisałam, że na dziś to nie dla mnie, kwestia “minimalizm a materializm” jest dla mnie kwestią otwartą. Na ile modą, po której wrócą na półki durnostojki i makatki z india shopów? Zobaczymy! 🙂

Grafiki: Ioannis Ioannidis, Alina Zakovyrko i Ruwad Al Karem.

Podziel się tym wpisem!

Facebook
Twitter
LinkedIn

O mnie

Karolina Jurkowska

Maniaczka słodyczy różnych. Zwłaszcza tych niepopularnych, których nie dostaniemy przy każdej sklepowej kasie. Lubię lato i swojego męża, nie lubię zimy i jak ktoś krzyczy i nie jestem to ja. Matka, pedagog specjalny, zainteresowana społeczeństwem, książką i byciem chudą. Nie mylić z ćwiczeniami.

Archiwum

 

Instagram

Zapraszam do dyskusji