Można powiedzieć, że ciężki temat wzięłam sobie na tapet. No bo polityka tradycyjnie dzieli ludzi, a ja tutaj zaczynam o Dudzie? Teraz?
Uspokajam więc – mimo że tematów politycznych i innych ciężkich się nie boję, dziś będzie dużo bardziej przyjemnie. Opowiem nieco o mojej pasji, a kto czyta mnie nieco częściej, wie że moją pasją jest jedzenie. Jeść uwielbiam, co w połączeniu z moją bardzo krótką i okresową chęcią do ruszania się sprawia, że na drugie powinnam mieć “efekt jojo”. Sytuacji nie ratuje fakt, że właściwie reszta domowników podziela moją pasję.
Przy takiej chęci do jedzenia człowiek stara się jednak szukać półśrodków. Nie jestem z tych, co składy badają z lupą, szukając namiętnie jakiegokolwiek konserwantu, a po mięso wybierają się do gospodarstwa w leśnej głuszy, by o czwartej nad ranem wybrać oraz kupić to, co dziecko zje o siódmej, żeby na pewno świeże i zdrowe było. A jednak cieszę się, kiedy udaje mi się dorwać coś, co nie jest naszpikowane kilkudziesięcioma dziwnymi składnikami. Stąd ucieszyłam się, kiedy zbadałam skład wędlin Duda.
Bo co tu ukrywać – oprócz tego że nie zawierają tablicy Mendelejewa, są smaczne i to cholernie smaczne! Kabanosy czuć świetnymi przyprawami oraz suszonymi warzywami i mają naprawdę intensywny smak. Krakowska sucha to jeden z lepszych dodatków do kanapek, sandwichy, tostów i innych, jaki ostatnio jadłam. A kiełbasa jałowcowa… Porwał ją prawie w całości zachwycony mąż, czyniąc swoją własnością.
Ciekawą opcją okazuje się być również “przekąska do plecaka” – czyli małe kiełbaski, zapakowane w foliową torebkę, które można zabrać na szkolną lub wakacyjną wycieczkę. Kojarzycie z dzieciństwa te momenty, kiedy matka nad jeziorem po wyczerpującej kąpieli wyjmowała jajko, świeżego pomidora, pokrojone kiełbaski i sól w siateczce? Jeśli kojarzycie, więcej nie będę dodawać. Kiełbaski są. Resztę musicie zorganizować.
Bawi mnie nieraz, kiedy w linii produktowej podkreśla się przymioty produktu, które powinien określić klient. Linia “bezczelnie smaczne” firmy Duda w pełni jednak zasługuje na swoją nazwę. Jeśli śledzicie “jedzeniowe” posty, widzieliście peany pochwalne na temat pismaniye (KLIK!) czy baklawy (I TU KLIK!) oraz innych słodkości, co może sugerować, że rzucam się raczej na słodycze, a mięsa jem mało. I rzeczywiście, trochę tak jest. Przy tych wędlinach da się jednak ucztować z ogromną przyjemnością.
Dziękuję firmie Duda, za przesłane próbki produktów. Bardzo starałam się dostrzec w nich jakieś minusy, szczególnie, że jest to wpis poniekąd sponsorowany, jednak pomimo usilnego poszukiwania wad tych wędlin (a podniebienie mam wymagające, zwłaszcza w kwestii mięsa) – nie udało mi się znaleźć ani jednej.
Chcesz więcej “smacznych” treści? Zapraszam na fanpage oraz Instagrama! 🙂