Zasady są proste: ludzie wrzucają swój komentarz, zdjęcie albo wykonaną pracę konkursową. Zaś inni wykonują pracę za jury, oceniając i wspierając dzieła swoimi “lajkami”. Twór, który zdobędzie najwięcej lajków, wygrywa. Wszyscy są szczęśliwi!
Tylko że niekoniecznie.
Dlaczego konkurs polegający na zdobyciu największej ilości lajków, jak potocznie nazywamy uniesiony kciuk w górę na Facebooku, jest skrajnie kiepskim pomysłem?
Zacznijmy od tego, że co jakiś czas wybucha w Internecie mniejsza lub większa afera spowodowana tym, że ktoś “wygrał nieuczciwie”. Ba, nie będę ściemniać – wieki temu sama byłam z moją rodziną w środku takowej, wygrywając pewne marzenie dla jednego z nas. Uf… Udało się!
Tym razem afera dotyczyła przedszkola, które zorganizowało konkurs na najlepszy strój ekologiczny. Tradycyjnie w konkurs wczuli się rodzice – znacie pewnie ten motyw. Praca “rodzinna” wykonana tak, że nie powstydziłby się jej artysta z ASP, a dziecko ledwo widziało ją na oczy, o udziale w tworzeniu nie mówiąc. Nie to jednak było problemem!
Lajki odkupię! Wygram konkurs na największą ilość lajków!
Prace zostały wrzucone na stronę szkoły, a rolę jury przejęli fani strony. Mieli oni “lajkiem” zaznaczyć najlepszą według nich pracę. I tu przedszkole popełniło błąd. Nie wiadomo czy wynikł on z nadmiernego zaufania wobec rodziców, czy też z nieznajomości Internetu. Faktem jest, że rodzice zaczęli lajki… kupować!
Skutek: przedszkole konkurs przerwało. Słusznie zresztą. Nagrodzono wszystkich, by żadne dziecko nie czuło się pokrzywdzone. I rodzic! Nie zapominajmy o rodzicu.
Na razie jest mało śmiesznie? Podkręćmy atmosferę: nagrody warte były może 20 złociszy. Mniej, niż kosztowały lajki u największych zapaleńców. Czego nie zrobi rodzic, aby bombelek osiągnął sukces? I czy można nazwać to sukcesem?
Dlaczego taki konkurs to zły pomysł?
Konkurs na największą ilość lajków ma pewną istotną wadę: tu nie wygrywa najlepszy. Owszem, w zamierzeniu organizatorów tak ma być. Jedni zamieszczają swoją pracę, inni oceniają i najlepszym stawiają łapkę z kciukiem – przecież to proste!
Łatwo jednak taki konkurs zniszczyć i tak się najczęściej dzieje. Jak?
- Istnieją specjalne grupy, gdzie ludzie wymieniają się takimi lajkami w konkursach. “Pomóżcie mi wygrać, tak jak ja pomogłam wygrać wam.” I tak komentarz nie musi być wybitny, aby wygrał.
- Wspomnę jeszcze o zakałach innych grup, czyli “Hej, mam nadzieję, że nie łamię regulaminu, ale proooszę Was, polubcie rysunek Wojtusia, mamy szansę wygrać hulajnogę!” Ręce opadają… Na klawiaturę, by wyrzucić delikwentkę z grupy.
- Można też porobić sobie zawczasu kilka trollkont do lajkowania. Jest to czasochłonne, ale jeśli ktoś ma zamiar brać w wielu takich konkursach, może się opłacić.
- Inni liczą na znajomych. “Cześć, dawno się nie widziałyśmy! Zagłosujesz na zdjęcie mojej Amelki?” Jeśli znajomych ma się sporo, a większość jednak kliknie – dla świętego spokoju, z powodu sympatii, rzadziej dlatego, że zdjęcie rzeczywiście jest ładne, jest szansa, by wygrać.
- I wreszcie: kupowanie lajków. Po prostu płacisz i pod komentarzem masz polubienia. Gdzie płacisz i jak? Nie wiem. Dużo w życiu napsociłam, ale zawsze byłam zbyt skąpa na taką zabawę.
Nie chcę, by potraktowano to jako instrukcję, a ostrzeżenie. Albo informację, że to droga donikąd.
Mądry Polak po szkodzie
Trzeba przyznać, że przedszkole wybrnęło z przykrej sytuacji ze smakiem. Dyrekcja nie bała się napisać, co poszło źle, zapewne zawstydzając nieco winowajców. Było to o tyle łatwe, że konkurs był lokalny, a kombinatorzy znani.
Gorzej jest, gdy trafi się na konkurs o większym zasięgu. Co tam się czasem dzieje! Wzajemne oskarżenia o kupowanie lajków od tych, którzy sami je kupili, żądania zakończenia konkursu, wznowienia, ufundowania dodatkowych nagród.
Ja wiem – czasem trudno być sędzią i wtedy właśnie wydaje się, że konkurs na największą ilość lajków uwolni nas od sędziowania. Tylko że to złudne wrażenie. Już lepiej poprosić o pomoc w ocenie prac osobę postronną.
Bo zasady są proste. Wykonanie, tradycyjnie już, od zasad odbiega.