Szukaj
Close this search box.

Szumiące maskotki nie są “must have’em” w niemowlęcej wyprawce. Możemy się bez nich obejść, pupa dziecka się bez nich nie odparzy, bez nich również wykąpiemy dziecko, przewiniemy, pójdziemy z nim do lekarza, a nawet uśpimy. Co więc sprawia, że te zabawki są kupowane przez tak wielu rodziców? Przecież można je łatwo zastąpić odkurzaczem, suszarką, a nawet specjalną aplikacją na telefony. Choć, szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie stać nad łóżkiem z suszarką do włosów, żeby tylko córka zasnęła.

Sama początkowo nie planowałam kupna szumiącego pluszaka, jednak szczęśliwie i miło zdarzyło się, że stałam się posiadaczką, a być może powinnam napisać, że posiadaczką stała się moja córa, najpierw Śpiącego Szumisia firmy “Szumiś”, a następnie misia firmy Whisbear. Czy któryś z nich jest lepszy albo bardziej odpowiedni dla niemowlaka? Spróbuję porównać.

Funkcje

Każda z maskotek wytwarza tak zwany “biały szum”, przy którym naszemu dziecku ma się dobrze spać. Taki szum jest imitacją dźwięków, jakie dziecko słyszało jeszcze w okresie prenatalnym. Zwłaszcza noworodkom często ciężko spać w kompletnej ciszy. Nasze babcie stosowały czasem trzeszczące radia, nasi rodzice z kolei odkurzacz, suszarkę, aż w końcu wymyślono szumiące maskotki.

I tak Śpiący Szumiś wytwarza aż pięć rodzajów dźwięków: od jednostajnego szumu, szumu o różnej głośności, trzasków, mających chyba według producenta imitować morskie fale, a dla mnie będące raczej szumem podobnym właśnie do tego radiowego, po ten mający naśladować bicie serca w brzuchu matki. Śpiącego Szumisia można też ściszać i zgłaśniać, co z jednej strony jest dobrym rozwiązaniem, gdy zabawka często wędruje w różne miejsca pokoju, raz bliżej, a raz dalej od dziecka. Z drugiej strony może być problematyczne, gdy dziecko już zasypia, a my mocujemy się z urządzeniem, żeby nastroić je na odpowiednią głośność. Po godzinie Śpiący Szumiś sam się wyłącza.

Whisbear z kolei posiada jeden tylko szum. Urządzenie w posiadanej przeze mnie wersji Premium po czterdziestu minutach wycisza się i włącza, gdy tylko “usłyszy” płacz dziecka na kolejne dwadzieścia minut. Z początku myślałam, że to strasznie nieprzydatna funkcja, bo gdy dziecko płacze, maskotka już raczej nie pomoże. Niemowlaki jednak lubią się przebudzać na chwilę z głośnym płaczem, a przynajmniej mój niemowlak to lubi. Gdy już sobie popłacze kilkanaście sekund, idzie dalej spać, a Whisbear w tym momencie pomaga. Urządzenie, rzecz jasna, można wyłączyć i włączyć ręcznie. Posiada dwupoziomową regulację głośności.

Wykonanie

WhisbearWhisbear jest dla mnie takim troszkę misiem – ośmiornicą, mimo że z głowy wystają mu tylko cztery odnóża. W dotyku jest dość zbity, a jego uszy i łapki szeleszczą, co ma być dla dziecka dodatkową atrakcją. Dla mojej córki jeszcze nie jest, zobaczymy co będzie, kiedy do tego dojrzeje. Ciekawym rozwiązaniem jest wszycie w “macki” misia magnesów, dzięki którym pluszaka można spokojnie powiesić na przykład na oparciu łóżeczka. Sama maskotka ma przyjemny szary kolor, tylko uszy i odnóża misia są kolorowe. Producent zapewnia, że zabawka jest szyta ręcznie.

Śpiący Szumiś w dużej części wykonany jest z tkaniny Minky, mającej zapewnić dziecku stymulację dotykową podczas przytulania misia. Z wyglądu przypomina troszkę kosmitę – ogromna głowa i wystające z niej rączki i duże stopy. Brzuszka, jak u Whisbeara, brak.

Włączanie

Zarówno jednego misia, jak i drugiego, włącza się poprzez naciśnięcie na główkę. Nie wiem czy to kwestia umiejscowienia mechanizmu czy też sposobu wykonania, ale Whisbeara włącza się troszkę łatwiej. Śpiącego Szumisia trzeba mocniej przycisnąć, przy czym żeby zmienić sposób szumienia, trzeba go tak kliknąć mocno dwa razy, przez co nieraz zdarzało się, że chcąc zgłośnić, wyłączałam go przez pomyłkę, włączałam ponownie i w ogóle czasem się troszkę z nim mocowałam. Whisbeara często klikam, naciskając jedną ręką, gdy leżę w łóżku i córa powoli się przebudza. Przy czym “cry sensor” jest tak czuły, że potrafi włączyć się podczas rozmów i śmiechu dorosłej osoby, co może niektórych drażnić.

“Tulaśność”

SzumiśTu trzeba przyznać Śpiącemu Szumisiowi, że jest bardzo mięciutki. Taki w sam raz do wtulenia się i zaśnięcia. Whisbear jest nieco większy, więc starszemu dziecku może łatwiej go objąć, ale w dotyku jest troszkę sztywny. W dodatku szeleszczą mu odnóża i uszka, co może budzić przytulone dziecko. Jest to więc bardziej zabawka edukacyjna dla niemowlaka, niż przytulanka. Przeczy temu co prawda ogrom zdjęć znalezionych w sieci, gdzie niemowlaki tulą się do Whisbeara, ale ja jakoś tego nie widzę. Chociaż, może za kilka miesięcy zostanę zaskoczona?

Cena

Szumisia śpiącego dostaniemy w cenie 129 zł i niestety wyłącza go to trochę z niezbędnej wyprawki dla malucha, gdzie co prawda można wcisnąć kilka rzeczy mniej zbędnych, ale rzadziej za tę cenę. Możemy też kupić Szumisia główkę tej samej firmy, za 89 zł. Natomiast Whisbear w przedstawianej przeze mnie wersji Premium to również “cena Premium”, czyli w tym wypadku 189 zł. Drogo, a nawet bardzo drogo. Można jednak pokusić się o wersję bez funkcji “cry sensor”, co obniża cenę do 120 zł (kosztuje w tym momencie mniej, niż Śpiący Szumiś) albo na Szumiącego ptaszka, który, bez skojarzeń proszę, przypomina swojską ludową kurkę i kosztuje 89 zł.

Czyszczenie

WhisbearŚpiący Szumiś, jak i inne szumisiowe produkty, już na stronie internetowej radośnie krzyczy, że w razie zabrudzenia ich niemowlęcymi łapkami można go wyprać w pralce. Zaś w dołączonej do Whisbeara instrukcji obsługi mamy prośbę o pranie ręczne, polegające raczej na przecieraniu maskotki mokrą szmatką. Rzeczywiście, materiał z którego zrobiony jest pluszak nie jest ciężki w czyszczeniu, niemniej jednak w pralce byłoby łatwiej doczyścić co cięższe plamy. Na pocieszenie, na stronie whisbear.com można kupić spray dezynfekujący za 30 zł.

Skuteczność

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Każdy z misiów jest śliczny, uroczy, każdego da się przytulić, każdy szumi i może stać się przyjacielem naszego skarba. Jak jest ze skutecznością? Niestety, nie dysponujemy i zapewne nie będziemy dysponować badaniami niemowląt i ich szumiących kolegów. Na forach, stronach internetowych i portalach społecznościowych aż roi się od szczęśliwych rodziców śpiących (w końcu) pociech.

A jak było u nas?

Pierwszy pojawił się Śpiący Szumiś, który zdążył nawet odwiedzić oddział położniczy, na którym leżałam z córą. Potem dzielnie towarzyszył w próbach samodzielnego snu, już w domu. Dziecko moje jest jednak z gatunku tych “nieodkładalnych”, czyli ciężko je odłożyć tak, by spało samodzielnie. Po góra kilku minutach budziło się i nie pomagał tu żaden z szumów, maskotka stała się więc głównie przytulanką leżącą sobie w łóżeczku. Po około trzech tygodniach Mała uspokoiła się troszkę i czasem, zwłaszcza po południu poleży sobie troszkę sama. Mniej więcej wtedy dostaliśmy Whisbeara, który nieraz zauważalnie usypia córkę, a także pomaga jej ponownie zapaść w sen, gdy wybudzi się na chwilę z krzykiem. U nas więc skuteczniejszy okazał się Whisbear. Czy gdybyśmy teraz włączyli Śpiącego Szumisia, efekt byłby podobny? Nie wiem i póki co nie chcę próbować. Sen córki jest dla mnie cenny, o czym świadczy fakt, że ten post pisany był przez kilka dni.

Spodobał Ci się tekst? Zerknij po więcej na fp: Rozkminy Tiny!

Podziel się tym wpisem!

Facebook
Twitter
LinkedIn

O mnie

Karolina Jurkowska

Maniaczka słodyczy różnych. Zwłaszcza tych niepopularnych, których nie dostaniemy przy każdej sklepowej kasie. Lubię lato i swojego męża, nie lubię zimy i jak ktoś krzyczy i nie jestem to ja. Matka, pedagog specjalny, zainteresowana społeczeństwem, książką i byciem chudą. Nie mylić z ćwiczeniami.

Archiwum

 

Instagram

Zapraszam do dyskusji