Szukaj
Close this search box.

Kiedy już myślałam, że ze sklepu wyjdę bez jakiegokolwiek „dziwnego” słodycza i że w wielkim hipermarkecie nie można znaleźć niczego mało popularnego, to właśnie one wpadły mi w oko.

Czarna paczka na ogół wygląda intrygująco, tak też było w tym przypadku. Ta nie zawierała jednak tego, o czym tak marzyłam – moich ulubionych lukrecjowych żelków. Zawierała „kopalnioki”, czyli śląskie cukierki ziołowe. Twarde, bez nadzienia, najpierw czuć mój ulubiony anyż, po dłuższej chwili mocną miętę. Naprawdę mocną. Nieco trudniej wyczuć delikatną nutę melisy. Dziurawcem mi, szczerze mówiąc, nie smakowało, chociaż producent zapewnia, że i ekstrakt z dziurawca się tu znajduje.

kopalnioki_02Dobre, bo polskie. Szukałam moich ulubionych duńskich żelków, a znalazłam polskie kopalnioki. A skoro cukierki są kopalniane, trzeba było się „dokopać” do informacji, na ile ich śląskość jest prawdą (w czasach, gdy kaszubskiego oscypka możemy dostać nad morzem, ciężko nie być sceptycznym). Okazało się, że produkuje je Visa Bell, firma z Pszczyny szczycąca się produkcją śląskich Oblatów! Na opakowaniu możemy doczytać, iż „Ten śląski maszkiet został stworzony przez ludzi regionu dla osłody życia, trudu ciężkiej pracy i poprawy samopoczucia.” Niech więc i tak będzie, zwłaszcza że ciężkie dziś czasy dla naszych górników nastały.

Na plus więc zapisuję kopalniokom ich Polskość i ogrom anyżu oraz raczej naturalne składniki (cukier, syrop glukozowy, składniki ziołowe, barwnik: węgiel roślinny). Na minus? Preferuję cukierki z nadzieniem, nieco bardziej miękkie. Te zaś, niczym skała drążona kilofem pozostają twarde i trzeba je ssać dość długo.

Zdaniem chłopa
Jako, że na śląsku lat kilka mieszkałem, a o takich cukierkach nigdy nie słyszałem, podchodziłem do nich z dozą nieufności. Tym bardziej, iż czarne cukierki kojarzą mi się z anyżem, lukrecją – czyli złem wcielonym. Męski upór i siła woli wspomagana przez napar z mielonych ziaren kawy (+5 do siły woli) pozwoliły mi jednak przemóc się i skosztować tegoż wynalazku. Pierwsze, co cisnęło się na usta to “O kurczę, to jest dobre!”. I rzeczywiście takie jest. Chociaż niesamowicie słodkie, to ma w sobie “to coś”.

Podziel się tym wpisem!

Facebook
Twitter
LinkedIn

O mnie

Karolina Jurkowska

Maniaczka słodyczy różnych. Zwłaszcza tych niepopularnych, których nie dostaniemy przy każdej sklepowej kasie. Lubię lato i swojego męża, nie lubię zimy i jak ktoś krzyczy i nie jestem to ja. Matka, pedagog specjalny, zainteresowana społeczeństwem, książką i byciem chudą. Nie mylić z ćwiczeniami.

Archiwum

 

Instagram

Zapraszam do dyskusji